piątek, 29 czerwca 2012

11. Try to run

Gdy znalazła się w bezpiecznej odległości od swojego prześladowcy zatrzymała się i przeszukała wszystkie kieszenie, jakie posiadało jej ubranie, w poszukiwaniu komórki. Zgodnie z oczekiwaniami nie znalazła tam nawet śladu po telefonie. Parsknęła więc tylko, nie wiadomo po raz który tego dnia, i kontynuowała bieg.
Nie zastanawiała się nad kierunkiem swej wędrówki. To nie było ważne, chciała jedynie znaleźć się jak najdalej od tej polany, jak najdalej od Klausa i wszystkiego, co się z nim wiązało. Nie zastanawiała się też nad tym, czy zagłębiała się w jeszcze gęstszy las, czy też zbliżała się do wyjścia z niego. W końcu z każdej strony drzewa miały swój koniec. Prędzej czy później i tak do niego dotrze.
Wraz z upływem czasu jej gniew powoli się zmniejszał, za to pojawiał się niepokój.
To był dziwny las. Nie przypominał w niczym zadrzewionych okolic Mystic Falls, jedynych, jakie znała jak własną kieszeń. Zawsze sądziła, że nie może być bardziej ponurego miejsca niż leśne terytoria jej rodzinnego miasta. Okazało się, że była w błędzie.
Drzewa zdawały się tu rosnąć gęściej niż gdziekolwiek indziej, a ich korony tworzyły szczelną zasłonę przed słońcem. Dopiero zmierzchało, w lesie jednak było ciemno jak w środku nocy. Wiatr wygrywał wśród liści swoją własną melodię, pełną grozy i żalu. Każde pęknięcie gałązki odbijało się zwielokrotnionym echem. A wszystko wokół zdawało się przyzywać ją do siebie, przyciągać ją, chcąc zmienić tor jej biegu.
To tylko paranoja, powtarzała sobie, nie zatrzymując się. Nie mogła jednak pozbyć się uczucia bycia obserwowaną. Przez więcej niż jedną parę oczu. Wrażenie to z każdą chwilą się potęgowało, jakby niewidzialni prześladowcy byli coraz bliżej.
Usiłowała podczas biegu choć trochę rozeznać się w terenie, ale nie mogła znaleźć żadnego punktu orientacyjnego, niczego, co wyróżniałoby się w gęstniejącym mroku. Przez głowę przemknęła jej szybka myśl, że się zgubiła, ale szybko wyrzuciła ją z umysłu. Jak mogła się zgubić, od samego początku nie wiedząc, gdzie jest?
Szumienie liści dookoła niej przybrało na sile. Trzask suchych gałązek, który powtarzał się z groźną regularnością coraz bliżej niej, sprawiał, że podskakiwała. Nie zatrzymała się jednak, a wręcz przeciwnie, przyspieszyła tempa. Gdziekolwiek by nie biegła, gdzieś musiał istnieć koniec tego piekielnego lasu, prawda? Starała się w to nie wątpić.
Szybki przebłysk jasności przed oczami. Jej serce zabiło mocniej. Pomyślała, że wreszcie widzi metaforyczne i dosłowne światło w tunelu. Po kolejnym przebłysku znowu zadudniło jej w klatce piersiowej, tym razem z rozpaczy.
- Nie – jęknęła, starając się kontynuować bieg. - Tylko nie teraz...
Jej mózg jednak dawno przestał jej słuchać. Obrazy i przebłyski mieszały jej postrzeganie lasu, nie wiedziała już, czy biegnie do przodu, czy zaczyna się cofać, czy krąży dookoła. Nie miała pojęcia, z której strony przybiegła.
Z prawej strony rozległ się nagle inny od wszystkich zwykłych odgłosów nocnego życia lasu dźwięk. Drgnęła i mimowolnie zatrzymała się, spoglądając w zarośla. To było warczenie. Z całą pewnością. Znała ten rodzaj warczenia. Wydawał je tylko jeden gatunek istot.
Wilkołaki.
W mroku dostrzegła wielkie żółte ślepia, wpatrujące się w nią. A także wyszczerzone, lśniące bielą kły oraz najeżoną, błyszczącą sierść.
Cofnęła się odruchowo, wpadając na drzewo. Odwróciła się błyskawicznie, odskakując od rośliny, niedaleko której lśniła kolejna para miodowych oczu.
Warczenie nagle zdało się ją osaczać, dobiegając z każdej możliwej strony. Rozglądała się dookoła z szybkością, która uniemożliwiała jej ujrzenie jakichkolwiek szczegółów.
Wiedziała jedno. Była otoczona.
W jej mózgu pozostała tylko jedna myśl, jej sercem zawładnęło tylko jedno pragnienie. Desperacka chęć przetrwania.
Wilki były coraz bliżej, otaczając ją ciaśniejszym kołem. Przestała się rozglądać, stojąc spokojnie w miejscu i analizując sytuację. Jej bystre oczy dojrzały małą wyrwę między agresorami. To była jej jedyna szansa.
Wyrwała się do przodu tak szybko, że nawet nie zarejestrowała tego momentu. W następnej chwili gnała już przed siebie, wciskając pedał wampirzego tempa do samego końca. Nie słyszała nic oprócz szumu wiatru w uszach, nie widziała nic oprócz drzew, między którymi lawirowała. Skupiła się tylko na biegu, nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że przecież nie ma pojęcia, gdzie jest miejsce, w którym byłaby bezpieczna, gdzie powinna się udać. Bieg był w tamtej chwili najwyższą wartością, całkiem jakby ucieczka stanowiła sens jej życia.
Nagle między drzewami nieco się przejaśniło, a po chwili Caroline wypadła na okrągłą polanę. Nie chciała się zatrzymywać, ale stanęła w miejscu, gdy zdała sobie sprawę, że to ta polana. W tej chwili jedyne miejsce, w którym była bezpieczna od wilkołaków, co przyznała z niechęcią.
- Zapomniałaś czegoś? - Klaus spojrzał na nią obojętnie.
Caroline nie odpowiedziała, stojąc na skraju polany i ciężko dysząc. Teoretycznie wampirze tempo nie mogło jej wyczerpać, jednakże czuła się tak, jakby będąc człowiekiem przebiegła maraton. Nie miała odwagi odwrócić się i sprawdzić, czy pościg zawędrował aż tutaj. Nie wiedziała, czy w ogóle ją gonili, ale nie chciała ryzykować ponownego ujrzenia tylu wrogich, wpatrzonych w nią ślepi, z wymalowaną w jasnych tęczówkach żądzą mordu.
Dopiero gdy się uspokoiła zaczęła zastanawiać się nad tą dziwną sytuacją. Nie było pełni, skąd więc miałyby pojawić się wilkołaki? Może to były zwykłe wilki, i po prostu najzwyczajniej w świecie spanikowała. Teoretycznie mogły to być hybrydy. A jeśli tak, to zdecydowanie byłaby to sprawka Pierwotnego.
Zerknęła na Klausa, który obserwował ją z lekką kpiną w oczach. Nie miała zamiaru pytać się go o cokolwiek. Nie był osobą, od której chciałaby dostać jakiekolwiek odpowiedzi.
- Masz zabrać mnie do domu, w tej chwili – powiedziała stanowczo, patrząc na niego buńczucznie.
Odpowiedział jej jedynie szerokim uśmiechem, po czym wyciągnął w jej stronę patyk z kiełbaską.
Parsknęła z oburzeniem, nie ruszając się z miejsca.
- Nie ma sensu się boczyć, kochanie. - Jego uśmiech o dziwo wydawał się być szczery.
Zmrużyła oczy i spojrzała na niego ciężko, ale przyjęła kijek i usiadła obok niego na powalonym drzewie.
- Wszyscy będą mnie szukać. A jak już znajdą, to jestem pewna, że zabiją cię samym gniewem – stwierdziła z szerokim, sztucznym uśmiechem.
- Nie wątpię. Zapewniam cię jednak, że nie masz się o co martwić. Na pewno cię nie znajdą – odpowiedział beztrosko. Nawet nie starała się zrozumieć znaczenia ostatniego zdania.
- Tak dla twojej informacji, nie mam najmniejszego zamiaru się stąd ruszyć – oświadczyła, nie spuszczając oka z płomieni.
- Nie wątpię – mruknął, a jego twarz rozświetlił jakiś zagadkowy uśmiech. - Kto ci powiedział, że będziesz mieć jakiś wybór? - spytał bez cienia groźby w głosie, z iskierką w oczach.
Spojrzała na niego z gniewem i już otworzyła usta, by coś powiedzieć, gdy Pierwotny podniósł się z miejsca.
- Gdzie idziesz? - spytała, nie mogąc powstrzymać uczucia paniki. Nie chciała być tutaj sama, nawet jeśli jej jedynym towarzyszem miał być nie kto inny, jak Klaus.
- Nie martw się, kochanie, zaraz wracam – powiedział, wyraźnie rozkoszując się jej pytaniem. Pokręciła tylko bezsilnie głową, obserwując dokładnie każdy ruch hybrydy.
Gdy Klaus zniknął za linią drzew poczuła się bardzo nieswojo. A las wokół niej huczał i żył swoim życiem, jakby nie przejmując się tym, że w jego środku znajduje się zagubiona, samotna wampirzyca.

***

Bonnie siedziała na parapecie w swoim pokoju, z nogami podciągniętymi pod brodę. Starała się nie rozważać wydarzeń ostatnich paru godzin, ale było to jednak za trudne.
Salvatore'owie pocałowali klamkę w posiadłości Mikaelsonów. Próba wtargnięcia do środka, ku zdziwieniu Damona, zakończyła się powodzeniem. Wewnątrz przywitała ich jednak tylko pustka.
Kolejna narada gangu Mystic Falls zakończyła się właściwie niczym. Wszyscy doszli do wniosku, że za porwaniem – bo nie mieli wątpliwości, że było to porwanie – stała jakaś czarownica. Jaki inny mógł być powód tego, że Bonnie nie była w stanie odnaleźć jej zaklęciem lokalizującym? Ustalono, że w pierwszej kolejności należy dowiedzieć się, gdzie podziali się Pierwotni, a szczególnie pewna opętana panną Forbes hybryda. O tym, co zrobią później, jak rozległą okolicę przeszukają i w jaki sposób, jakie środki podejmą, postanowiono zadecydować później, po odszukaniu Klausa i Rebeccah. Elena i Ric nie kwapili się z opuszczeniem domu Forebsów, Liz jednak poprosiła ich o zostawienie jej samej. Bonnie skupiała się tylko na głuszeniu wyrzutów sumienia.
Zawsze łatwo było dusić jej w sobie zalążki winy dotyczące decyzji, jakie podejmowała, ba, w większości takowy zalążek gnieździł się tak głęboko w jej sercu, że nawet go nie dostrzegała. Tym razem było jednak inaczej.
W końcu niecodziennie prosi się najgorszego wroga o porwanie najlepszej przyjaciółki.
Wstała z parapetu i wyjęła spod poduszki oprawioną w skórę książkę. Musiała zająć czymś ręce i myśli, a to był najlepszy pomysł.
Otworzyła księgę, a pergaminowe strony zaszeleściły, jakby witając ją w swoim świecie. Uśmiechnęła się do nich. Te przynajmniej nigdy jej do tej pory nie zawiodły.
Wszystkie księgi zaklęć były po części pamiętnikami czarownic, które zapisywały ostrzeżenia związane z czarami i swoje własne doświadczenia. To, co trzymała w dłoniach, było jednak czymś innym. Nie stanowiło zapisu historii rzuconych zaklęć, czy radzenia sobie z istotami nie z tego świata. Zawarte było w niej coś zdecydowanie istotniejszego, a mianowicie moralne zmagania się czarownic z ich własnym dziedzictwem, podejmowanymi decyzjami, czy też rządzącymi światem regułami.
Znalazła ten niewątpliwy skarb w piwnicy "cmentarzyska" czarownic i ukryła przed całym światem. Sekrety czarownic były sekretami czarownic, i tak powinno pozostać. Tym bardziej, że niektóre zawarte tam treści mogły być wysoce dyskusyjne dla pewnych wampirów.
Oparła się plecami o ścianę i rozpoczęła lekturę w miejscu, w którym skończyła. Szybko zatopiła się całkowicie w tekście, tracąc kontakt z rzeczywistością. Tak, to zdecydowanie najlepiej potrafiło ukoić wszelkie burze.
Coś jednak zaburzyło jej idealne skupienie. Zmarszczyła brwi, zwiększając tempo czytania. Jej oczy coraz szybciej ślizgały się po tekście, a wyrzuty sumienia przekształciły się w zjadającą ją od środka bestię. Przerzuciła parę kartek do przodu, wciąż natykając się na te same wersety, a potwór coraz zuchwalej szalał w jej sercu.
Wyższa motywacja działań... Obojętność wobec najbliższych... Poświęcanie innych dusz... Podążanie za swym wewnętrznym głosem czarownicy... Czyny podporządkowane większemu dobru...
Zatrzasnęła książkę z trzaskiem, choć to nijak nie podziałało na bestię, która zawładnęła każdą, nawet najmniejszą komórką jej serca.
Czy naprawdę wewnętrzny głos czarownicy kazał jej poświęcić Caroline dla jakiegoś większego dobra? Czy jej czyny naprawdę były tylko nieznanym jej instynktem, nie mającym nic wspólnego z troską o przyjaciółkę?
Czym ją to czyniło?
Nie chciała tego wiedzieć.

***

- Co ty robisz? - spytała Caroline sceptycznie, obserwując rozkładającego na polanie śpiwory
Klausa.
- Śpiwory są jednym z ciekawszych wynalazków ostatnich wieków – odpowiedział nie odpowiadając.
- Domyślam się – mruknęła, myśląc coś całkiem przeciwnego. - Zdecydowałeś więc podziwiać ich piękno w leśnej scenerii? - Każde jej słowo przesączone było kpiną.
Po ułożeniu śpiworów w niezbyt dużej odległości od siebie Klaus odwrócił się i znów zaserwował jej ten półuśmieszek.
- Uznałem, że komuś takiemu jak ty nie przystoi spanie na ziemi – odpowiedział.
- Spanie? - W jej głosie drżała irytacja. Jedynie jedna część jej osoby miała ochotę zapytać o znaczenie słów „komuś takiemu jak ty”, które to usłyszała nie po raz pierwszy. - Nie mam zamiaru tu spać. Wydaje mi się, że już ci mówiłam, że masz-mnie-zabrać-do-domu. - Każde z ostatnich słów wyraźnie zaakcentowała, wstając ze swojego niezbyt wygodnego drzewnego siedzenia, zakładając ręce na piersi i podchodząc do niego, stanowczo i buntowniczo patrząc mu w oczy.
Jedyną jego reakcją był szerszy uśmiech.
- To ci się przyda – powiedział, wciskając jej coś w rękę i mijając ją jak gdyby nigdy nic.
Spojrzała na rzecz trzymaną w dłoni i ku swojemu zdumieniu ujrzała zatyczki do uszu. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale gdy się odwróciła, Klausa nie było na polanie.
Stała przez dłuższą na chwilę na środku ustronia, nie wiedząc właściwie, co zrobić. Sytuacja z każdą chwilą zdawała się być coraz bardziej surrealistyczna, a zatyczki tylko spotęgowały to uczucie. Bardziej niż czegokolwiek chciała wrócić do domu, jednak przypuszczała, że tej nocy upór nic jej nie da. Westchnęła więc, odsunęła lewy śpiwór na dużą odległość od prawego i położyła się. Dużo czasu zajęło jej jednak zamknięcie oczu. Kiedy to zrobiła z niechęcią przyznała sama przed sobą, że zatyczki okażą się jednak użyteczne – las wydawał zbyt dużo dziwnych, niepokojących odgłosów, żeby mogła zasnąć.
Samo zaśnięcie, mimo dręczących ją myśli, okazało się łatwe. Już po chwili wpadła w objęcia Morfeusza.


Obserwował ją od dłuższej chwili, podziwiając blond kosmyki układające się fantazyjnie dookoła jej twarzy, gładkość jej skóry, usta pełne gracji. Wszystko w niej zdawało się być doskonałe.
Poczuł aż lekkie zdumienie związane z faktem, że nie obudziła się pod wpływem jego palącego spojrzenia.
Wyciągnął rękę w stronę jej policzka, wsłuchując się jednocześnie w regularne oddechy, jakie wydawała. Będąca na granicy słyszalności fałszywa nuta w tej harmonijnej symfonii sprawiła, że cofnął dłoń. Jeden dotyk zepsułby ten perfekcyjny obraz, jaki miał przed sobą.
Mruknęła coś przez sen i przekręciła się na drugi bok. Blond fala zamigotała mu przed oczami, prawie przejeżdżając mu po twarzy.
Prawie robi dużą różnicę.
Nie czuł się jeszcze syty jej widokiem, więc w ułamku sekundy znalazł się po drugiej stronie jej śpiwora, skąd dalej mógł podziwiać jej idealne rysy. Sądził, że nigdy nie będzie miał dosyć tej scenerii. Nigdy było bardzo długim okresem dla wampira, wręcz nieskończonym. On jednak w tamtej chwili nie miał co do tego wątpliwości. Był gotów ustawić ją na piedestale, na którym przecież i tak już stała, by nigdy nie pozwolić jej z niego zejść. Gdyby tylko mógł otworzyć jej oczy na możliwości, które traciła. Ukazać świat, jakiego dotychczas nie doświadczyła. Oddałby za to wiele rzeczy.
Blask księżyca oświetlał jej twarz, kąpiąc ją w jakiejś nadnaturalnej światłości. Uśmiechnął się do siebie. Nawet taki dodatek nie był w stanie pokonać bądź zaćmić jej wewnętrznego blasku.
Kontemplował każdy fragment jej twarzy, nasycając się tym widokiem na przyszłość. Wiedział, że każda chwila była bezcenna, bo tylko przy takiej okazji, a ta mogła się już nigdy nie powtórzyć, miał ją tylko na wyłączność. Ten obrazek nie był przeznaczony dla niego. A serce, które ostatnio boleśnie przypominało mu o tym, jak mocno potrafi bić, mówiło mu, że może nigdy nie być.
Jej jasne włosy, w które miał ochotę zanurzyć palce i upajać się ich zapachem.
Jej obecnie zamknięte powieki, kryjące niebieskie oczy, w których zawsze czaił się milion emocji. Nie rozświetlały się one dla niego. Przynajmniej jak na razie.
Jej usta, które właśnie rozwarły się lekko, wypuszczając na świat ciche westchnienie. Dlaczego wzdychała? Chciał poznać wszystkie jej problemy, znaleźć ich rozwiązanie i uczynić ją tak szczęśliwą, jak jeszcze nigdy nie była. Był gotów przychylić jej gwiazdki z nieba. Te usta należały jednak do kogoś innego. Miał ochotę rozszarpać tego, kto bezkarnie mógł składać na nich pocałunki. Gdyby w tamtej chwili na jego drodze pojawiłaby się ta marna marionetka zwana hybrydą, Lockwood, nie zawahałby się ani chwili przed uśmierceniem go na miejscu.
Pierwszy raz w swoim zaiste długim życiu nie był pewien, co przyniesie przyszłość. Pierwszy raz w życiu nie chciał iść do celu po trupach. Miał zamiar pozostawić jej wolną wolę. Sam się sobie dziwił, ale nawet nie byłby w stanie odebrać jej możliwości wyboru. Przez następnych parę dni nie będzie mogła mieć dostępu do werbeny, ale przez jego głowę w ogóle nie przemknęła myśl o wykorzystaniu tej sytuacji.
Nigdy by jej tego nie zrobił. Nie jej. Nigdy.
Chciał połączyć swój własny cel z możliwością niesienia jej pomocy i jednocześnie szansą zbliżenia się do niej, wykorzystanie jej bezbronności byłoby jednak czymś innym. Zupełnie czymś innym.
Rebekah była bardzo chętna do odbycia z nim tej „małej” wycieczki. A nawet więcej niż chętna – mimo że uległa wysoce wątpliwemu urokowi Mystic Falls i jeszcze bardziej wątpliwemu wdziękowi męskiej części jego mieszkańców, pragnęła wyrwać się z miasta. Nie mógł jej na to pozwolić, to zepsułoby wszystkie jego plany. Wiedział, że jego kochana siostra nie przyjmie odmowy, wyjechał więc wtedy, gdy nie było jej w pobliżu. Będzie na niego wściekła, to nie ulegało wątpliwości. Jej furię pozna zapewne paru niewinnych śmiertelników, którzy będą mieli tak mało szczęścia, że skrzyżują z nią ścieżki. Nie mogło go to mniej obchodzić. Nic z tego nie było ważne, podczas gdy jego anioł, urządzający prawdziwe piekło w jego sercu, był w tak oczywistej potrzebie. Jego myśli przez dłuższy czas zaprzątało to, jak uratować ją bez jej woli; rozwiązanie przyszło w postaci czarownicy, która pojawiła się w jego drzwiach, prosząc o coś kompletnie niespodziewanego. Nigdy nie był skory do spełniania próśb, jednak ta jedna propozycja wywołała szeroki uśmiech na jego twarzy.
To było dziwne, lecz zachowywał się tak, jakby potrzebował usprawiedliwienia każdego czynu, który w jakiś sposób wiązał się z Caroline. Nowe, nietypowe uczucie.
Z nią wszystko było nowe i nietypowe.
Nie spuszczał z niej oka przez całą noc, od czasu do czasu zmieniając tylko swoje położenie.
Nie każdy diabeł ma swojego anioła. Jego jednak to szczęście dotyczyło. Albo wręcz przeciwnie – nieszczęście.

Komentarz odautorski: Mam diabelski plan. Wtajemniczeni - w liczbie jednej osoby - wiedzą, o co chodzi. Ważne jest to, że pomoże on mi dokończyć tą historię. Taki prezent urodzinowy dla samej siebie.
Mam wrażenie, że od tego miejsca fabuła zaczyna się rozmywać. Ale pozostawiam to Waszej ocenie. I teraz udaję się ponadrabiać zaległości albo dokończyć piętnastkę. Do wyboru, do koloru.
Nowy szablon zawdzięczam oczywiście Christel. Dziękuję, kochana! Jak dla mnie jest boski.
Do napisania!

4 komentarze:

  1. Witam. Na http://swit-zywych-trupow.blogspot.com/ nowy rozdział ^^ Zapraszaaaam :D

    P.S: Masz nowy rozdział, czy mi się zdawało? Muszę się przyjrzeć!

    OdpowiedzUsuń
  2. siema znalazłam twój blog dziś i jest extra!!! mam nadzieję ze napiszesz dalszą część. Pamiętaj ja będę czekać

    OdpowiedzUsuń
  3. siema masz super bloga :D:D mam nadzieje żę będzie dalsza część :D pozdrawiam i czekam na nowe :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, w jakiś sposób mnie zauroczył Twój blog i chciałabym za to nominować Cie do Liebster Blog Award. Więcej informacji:
    http://klatwa-niesmiertelnosci.blogspot.com/2013/07/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń