Bonnie nie pozwoliła
Caroline zasnąć tej nocy. Kiedy tylko poczuła, że przyjaciółka
się uspokoiła postawiła ją na nogi i zaproponowała rozpoczęcie
przygotowań do wyjazdu.
Zaczęły od spakowania
rzeczy Caroline. Wampirzyca zabrała ze sobą tylko ubrania, których
była jednak dość duża ilość oraz niezbędne, jej zdaniem, przybory do włosów i makijażu. Pakowanie rozluźniło napiętą
atmosferę pełną smutku i żalu, w jakiej były dotychczas
pogrążone. Szczególnie strofowanie Bonnie przez Caroline za
nieprawidłowe składanie jej ulubionych ubrań wywołało u obu
zdecydowaną poprawę humoru.
Po niecałej godzinie
przeszły do pokoju Bonnie. Bennettówna nie zastanawiała się długo
przed spakowaniem do swojej torby ksiąg magicznych matki. W
końcu jej i tak nie miały się już nigdy przydać, więc Bonnie
nie czuła się w obowiązku pytać ją o zgodę. Przy okazji zabrała
również znalezione na strychu i w piwnicy przedmioty
niewyjaśnionego przeznaczenia.
- Możemy jechać –
oświadczyła po dwóch godzinach, wystawiając do przedpokoju
walizki i kierując się do wieszaka po swoją jeansową kurtkę.
Caroline zmarszczyła brwi.
- A... - zaczęła, po czym
gestem wskazała na pokój Abby. Nie chciała artykułować pytania;
jeśli wampirzyca nie spała, doskonale by ich słyszała, a zamiary
jej własnej córki zdecydowanie mogły sprawić jej przykrość.
Bonnie wzruszyła ramionami.
- Nauczyłaś ją
samokontroli, teraz może radzić sobie sama – powiedziała bez
emocji.
- Nie możesz jej tu
zostawić – oburzyła się Caroline. - Dałaś jej nadzieję na to,
że coś między wami może się zmienić, a teraz, kiedy wszystko
zmierza ku lepszemu, chcesz jej to po prostu odebrać?
- Wszystko zmierza ku
lepszemu? - Bonnie prychnęła. - Nie wiesz, o czym mówisz.
- Wyobraź sobie, że wiem.
- Caroline nie zamierzała się poddać. Stanęła wyczekująco przed
Bonnie, zakładając ręce na piersiach.
Przez chwilę mierzyły się
spojrzeniami, po czym Bonnie się poddała.
- Dobrze, jak sobie chcesz –
mruknęła, rozkładając ręce w geście poddania. Caroline
wyszczerzyła do niej w uśmiechu wszystkie swoje błyszczące bielą zęby.
Bonnie naprawdę nie miała
ochoty akurat teraz naprawiać swoich zniszczonych relacji z matką.
Jeszcze tydzień temu myślała, że nie może być na to
dogodniejszego momentu. Teraz sądziła, że istniały ważniejsze
rzeczy niż zajmowanie się kobietą, która przez większą część
życia Bonnie nie chciała jej znać. Nie miała jednak zamiaru
odmawiać przyjaciółce tej wątpliwej przyjemności obcowania z
Abby, jeśli tego właśnie chciała.
Caroline nie chodziło
jednak o towarzystwo nowej wampirzycy, lecz o dobro czarownicy.
Wiedziała, że rezygnacja Bonnie z prób odbudowy więzi z Abby była
nieodłącznie związana z problemami panny Forbes i czuła z tego
powodu rosnące poczucie winy. Nie mogła pozwolić, by Bennettówna
ponownie wróciła do stanu, w którym nie znała i nawet nie życzyła sobie znać
własnej matki. Chciała, by Bonnie odnalazła choć jeden powód do
szczęścia. A jeśli istniała choć nikła szansa na to, że Abby
będzie takim powodem, Caroline zamierzała dać Bonnie możliwość
skorzystania z niej.
Czarownica westchnęła, po
czym podeszła do pokoju Abby i zapukała. Wampirzyca musiała mieć
lekki sen bądź w ogóle nie spać, bo od razu otworzyła drzwi.
- Wracamy do Mystic Falls –
oznajmiła jej Bonnie bez zbędnych wstępów.
- My? - Abby podniosła do
góry jedną brew.
- My. - Bonnie kiwnęła
głową, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Nie jestem pewna, czy... -
zaczęła Abby, lecz Caroline przerwała jej w pół zdania,
pojawiając się w otwartych drzwiach.
- Jesteś gotowa –
oznajmiła promiennie, a Bonnie zerknęła na nią, podziwiając po
raz kolejny jej pozorny spokój ducha. - Pakuj się.
- Podczas mojej nieobecności
powstał w Mystic Falls jakiś hotel? - spytała Abby, udając obojętność i wyciągając
spod łóżka małą walizkę.
Bonnie spojrzała
wyczekująco na Caroline. Nie przedyskutowały kwestii
zakwaterowania.
- Będziesz mieszkać u
Bonnie. - Caroline miała na wszystko gotową odpowiedź. - A Bonnie
spędzi parę najbliższych nocy u mnie. Jeśli nie masz nic
przeciwko, oczywiście. - Ostatnie słowa skierowała do czarownicy,
która tylko pokręciła głową. Oponowanie i tak nie miało sensu.
- A... - Pytanie Abby
zawisło w powietrzu, Bonnie jednak doskonale wiedziała, o co matka
chciała zapytać.
- Tato wyjechał na
delegację. Jak zwykle – powiedziała z lekką goryczą w głosie.
- W takim razie w porządku.
- Abby uśmiechnęła się do córki, niezrażona jej chłodną postawą. - Pozwólcie mi się tylko spakować.
Caroline pokiwała głową i
pociągnęła Bonnie w głąb korytarza. Cała postawa przyjaciółki
krzyczała wręcz, że nie aprobuje tego pomysłu, wampirzyca nie
miała jednak zamiaru przystać na odmowę. Ustawiła Bonnie przed
pokojem Jamiego i stanęła z boku, patrząc na nią zachęcająco.
Jamie kazał im czekać
trochę dłużej przed otwarciem drzwi. Może dlatego, że było
przed piątą rano i o tej porze każdy normalny człowiek zażywał
upragnionego snu. A może dlatego, że miał dość niespodziewanych,
w większości nieprzyjemnych nowin, jakie ostatnio na niego spadały.
- Hej – przywitała go
Bonnie, a kąciki jej ust powędrowały do góry. Caroline
zmarszczyła brwi, obserwując zmianę, jaka zaszła na twarzy
przyjaciółki.
- Hej – powtórzył prawie machinalnie Jamie, bez zbytniego entuzjazmu.
- Wracamy do Mystic Falls –
rzekła czarownica, wciąż z lekkim uśmiechem. Caroline przekrzywiła
głowę. Coś wyraźnie umknęło jej uwadze. Tym czymś było zainteresowanie przyjaciółki osobą przyszywanego kuzyna. Zazwyczaj
zauważała takie rzeczy od razu, ale ostatnio widać po prostu zbyt
wiele się działo. - Abby jedzie z nami.
- Ja raczej tu zostanę –
powiedział chłopak, opierając się o otwarte drzwi do swojego pokoju.
Caroline podążyła wzrokiem wzdłuż mięśni, widocznych teraz jak na
dłoni, jako że chłopak miał na sobie jedynie szorty i koszulkę z
krótkim rękawem. Jego zdecydowanie atrakcyjny wygląd zewnętrzny i
niechęć do wampirów sprawiały, że mógłby stanowić idealną partię
dla Bonnie.
- Jeśli tak wolisz... -
Bonnie oczywiście nie oponowała, odsuwając się na bok ze smutnym
uśmiechem. Caroline postanowiła interweniować. Nie mogła pozwolić
przyjaciółce zaprzepaścić takiej szansy.
- To raczej nie jest dobry
pomysł – wtrąciła, zauważając, że szczęka chłopaka
zacisnęła się mocniej na jej widok. Udała, że tego nie
zauważyła. - Wiesz, w okolicy wciąż kręci się mnóstwo wampirów
i jako że jesteśmy w trakcie wojny, lepiej żeby nikt z
zainteresowanych nie zostawał sam. A chcąc nie chcąc jesteś
zainteresowanym.
Jamie rzucił jej ponure
spojrzenie, które jednoznacznie świadczyło o tym, jak bardzo nie
chciał być w to zamieszany. Zrozumiał jednak zasadność
argumentu, bo pokiwał głową.
- Spakuję parę rzeczy –
mruknął, zamykając im drzwi przed nosem. Nad dobrymi manierami
przydałoby się jeszcze popracować, przemknęło Caroline przez
głowę.
Gdy tylko drzwi zamknęły
się do końca obdarzyła przyjaciółkę szerokim uśmiechem i
szturchnęła ją w ramię.
- No co? - spytała Bonnie,
a na jej policzki wstąpił rumieniec.
- Dobrze wiesz co –
odpowiedziała Caroline. Zawsze uważała, że życie miłosne
przyjaciółki nigdy nie było zbytnio rozwinięte. Właściwie
jedynym jego elementem był Jeremy, który okazał się być
niewierną świnią. Dlaczego by więc nie skorzystać z nadarzającej
się okazji?
- Daj spokój – mruknęła czarownica,
oddalając się od pokoju Jamiego.
- Z całą pewnością nie
dam – odszepnęła jej do ucha wampirzyca, postanawiając drażnić
się z Bonnie do upadłego. Przynajmniej stanowiło to idealny
rozpraszacz ponurych myśli, które nieustająco gromadziły się w
jej głowie.
I zagłuszacz niepokoju
spowodowanego nowym, niepokojącym zjawiskiem – dziwnych odblasków,
przeskakujących jej przed oczami z regularnością pstrykania flesza
od aparatu. Całkiem jakby ktoś robił zdjęcia w jej głowie, nie
zostawiając zarówno samych fotografii, jak i negatywów. Czuła, że
ten stan potrwa niedługo, więc postanowiła skupić się na nowym,
fascynującym temacie i nie dać Bonnie spokoju aż do momentu
wyruszenia do domu.
***
Wszystkie próby usadzenia
Jamiego bądź Abby na przednim siedzeniu obok kierującej Bonnie,
jakie podejmowała Caroline, spełzły na niczym. Czarownica tak
sprytnie zaangażowała wszystkich we wkładanie bagażu do
bagażnika, że w końcu to właśnie Caroline wylądowała obok
kierowcy.
Podróż zapowiadała się
wyjątkowo milcząco. Bonnie była wpatrzona w drogę, Abby w
większości skupiała się na równych oddechach, żeby nie czuć
pokusy związanej z krwią dwójki ludzi znajdujących się obok
niej, a na Jamiego raczej w ogóle nie można było liczyć, jeśli
chodziło o otworzenie ust. Caroline westchnęła i odwróciła się
na siedzeniu, usiłując wciągnąć chłopaka w rozmowę.
- Więc... byłeś już
kiedyś w Mystic Falls? - spytała, uśmiechając się do niego
zachęcająco. Nie odwzajemnił gestu.
- Nie – odpowiedział
zwięźle i obojętnie, ponownie wlepiając spojrzenie w okno.
- Abby ci o nim opowiadała?
- Caroline nie zamierzała dać za wygraną.
- Nie. - Pokręcił głową.
Najwyraźniej nie zamierzał dodawać niczego więcej.
- To całkiem ładne miasto.
- Caroline postanowiła wcielić się w przewodnika. - Zabytkowe,
atrakcyjne, mamy dużą szkołę z wieloma... atrakcjami...
- Masz na myśli wampiry i
wilkołaki? - wtrącił, o dziwo bez sarkazmu w głosie.
- Cóż... to też, ale
myślałam raczej o imprezach, balach, potańcówkach. - Punkt dla
niej, przynajmniej jej słuchał. - Wiesz, tego typu sprawy.
Jamie pokiwał głową, nie
wydając się jednak zbytnio zainteresowanym. Czy istniało cokolwiek,
co przyciągnęłoby jego uwagę?
- Jeśli to cię nie
interesuje, ani nasze nie do końca normalne przygody... -
Zastanowiła się nad tym, co mogłoby być dla niego atrakcyjne.
Odpowiedź była dość oczywista, w końcu jedna rzecz interesowała
każdego mężczyznę, jednak o atrakcyjnej płci damskiej nie
zamierzała mu mówić, z równie oczywistych powodów. Tak naprawdę
zbyt mało o nim wiedziała, by zrozumieć, co może mu się w Mystic
Falls podobać. - Może...
Urwała w pół zdania, gdy
przed oczami z jaskrawością uderzającej w ziemię błyskawicy
przemknął jej szybki obraz. Jak zwykle, kadr wycięty ze snu,
przedstawiający te niebieskie oczy i skalpel - choć zaczynała mieć pewne
wątpliwości co do tego, czy to na pewno było chirurgiczne narzędzie -
podcinający czyjąś
szyję. Jedyną zmianą było to, że nie była to jej własna szyja. Krew
wypłynęła jasnym strumieniem z przeciętej tętnicy,
a w powietrzu rozszedł się apetyczny zapach. A przynajmniej w
części powietrza przeznaczonej tylko dla niej.
Zacisnęła na moment
powieki. W porównaniu do pozostałych scen z koszmarów ta akurat
nie była przerażająca, jednak po raz pierwszy pojawiła się w
biały dzień, właśnie wtedy, kiedy o tym nie myślała. A to oznaczało, że
miała mniej czasu na normalną egzystencję, niż do tej pory
przypuszczała.
- Wszystko gra? - Dobiegł
ją z tyłu głos Jamiego. To pomogło jej wrócić do
rzeczywistości. Pokiwała szybko głową.
- Tak, tak – zapewniła,
włączając radio. Teraz pewnie z całą pewnością chce mnie
wysłać do psychiatry, pomyślała gorzko, postanawiając, że
już nie będzie starać się nawiązywać z nim prób kontaktu, bo
zawsze kończyło się to źle.
W radiu akurat nadawano
lokalne wiadomości. Caroline wyciągnęła rękę, by zmienić
stację, gdy słowa speakera przyciągnęły jej uwagę.
„Na obrzeżach stanu
Virginia, w parku Great Falls, odnaleziono ciało młodej kobiety, około
dwudziestu lat. Nie znaleziono żadnych śladów wskazujących napaść
bądź zbrodnię na tle seksualnym. Wszystko wskazuje na atak
zwierzęcia.”
- Atak zwierzęcia, też coś
– prychnęła Bonnie, zmieniając stację. - Mogliby wreszcie wymyślić
lepszą wymówkę.
Z głośników zabrzmiała
wesoła muzyka, ręka Caroline została jednak w powietrzu, parę
cali od przełączników radia. Myśli kłębiły się w jej głowie
z prędkością światła, jak to ostatnio miały w zwyczaju.
Dlaczego czuła się, jakby przeżywała deja vu? Wiadomo, wiele razy
słyszeli podobne informacje, sama nawet przeżyła podobny
scenariusz, odnajdując ciało Vicki. To jednak nie było to. Czuła
się tak, jakby dokładnie wiedziała, o co chodziło. Gdy zamknęła
oczy ujrzała w przebłysku leśną polanę, a na niej ciało młodej
dziewczyny, zakrwawione, pełne ran rzeczywiście wyglądających na
atak zwierzęcia. Otworzyła szybko oczy. Dlaczego miała wrażenie,
że była świadkiem śmierci tej nieszczęsnej kobiety?
- Wszystko w porządku? -
Bonnie rzuciła jej zmartwione spojrzenie. Caroline uśmiechnęła
się niemrawo i pokiwała głową.
- Jasne – odpowiedziała. - Park Great Falls. - Zaakcentowała ostatnie słowo, chcąc jakoś wyjaśnić swoje zmieszanie.
- Zbieg okoliczności. - Bonnie wzruszyła ramionami.
- Tak, zapewne. - Caroline odwróciła głowę do szyby i oparła łokieć o drzwi.
Dlaczego wszyscy ostatnio
zadawali jej to samo pytanie?
Przecież jasne było to, że
nic nie było w porządku.
I nie będzie.
***
Nowy dzień dopiero się
rozpoczynał, gdy dojechali do Mystic Falls. Pierwszym przystankiem
był dom Bonnie. Czarownica wpuściła do środka Abby i Jamiego, po
czym weszła tam za nimi. Caroline postanowiła zostać w samochodzie,
nie mogąc doczekać się już powrotu do własnego domu. Jakby to miejsce
miało w sobie jakąś magię i przez wszystkie związane z nim
wspomnienia i sentymenty miało w czymś pomóc.
- Tam jest łazienka. -
Bonnie wykonała szybki obchód po domu, pokazując swoim nowym
lokatorom poszczególne pomieszczenia. - Sypialnie, kuchnia,
garderoba. Ale po co ja to mówię, przecież wszystko wiesz. Nic się
tu nie zmieniło – rzuciła w stronę Abby.
- Zmieniło, nawet nie wiesz
jak bardzo – odpowiedziała Abby z pewną nostalgią w głosie.
Bonnie zmusiła się na słaby, wymuszony uśmiech.
- Gdybyście czegoś
potrzebowali, będę u Caroline – rzuciła na odchodnym, podchodząc
do drzwi i zastanawiając się, po co w ogóle wzięły ich ze sobą.
- To ten dom...
- Wiem. - Abby przerwała
jej w pół zdania. - Ustawienie domów raczej nie uległo zmianie.
Bonnie pokiwała głową,
uśmiechnęła się do Jamiego i wymknęła się na świeże
powietrze, po czym odetchnęła głęboko, jakby właśnie stoczyła
ciężką batalię. I w gruncie rzeczy tak było. Ujrzenie własnej matki w jej własnym domu po ponad piętnastu latach wywołało żal i
przywołało liczne wyobrażenia szczęśliwej rodziny, jakie miała
jako dziecko. Łudziła się wtedy, że mamusia wyjechała i niedługo
wróci, bo przecież za bardzo ją kochała, by na dłużej się z
nią rozstawać. Życie zmieniło dziecięce marzenia. Ujawniło
brutalną rzeczywistość.
Nie zwlekając dłużej
wróciła do samochodu.
- Jeśli coś nabroją... –
zaczęła, choć właściwie chciała powiedzieć „jeśli coś im
się stanie”, lecz słowa te jakoś nie chciały przejść jej
przez gardło - ...to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina.
- Wiem – odpowiedziała
Caroline jakby machinalnie, bez zwykłego entuzjazmu, nie odrywając
wzroku od okna. Bonnie odpaliła silnik i ruszyły pod dom Forbesów.
Godzina była wystarczająco
wczesna, by zastać w domu szeryf Forbes. Caroline wbiegła na ganek
i otworzyła z rozmachem drzwi, wpadając do środka tak, jakby nie
widziała tego miejsca od co najmniej stuleci.
- Mamo? Wróciłam! - zawołała, stając
w hallu. Szeryf wyszła z kuchni, uśmiechając się na widok córki.
Caroline nie pozwoliła jej jednak na dojście do słowa, przytulając
się do niej mocno. Liz zdumiała trochę ta niewątpliwa oznaka
tęsknoty, ale bez wahania uścisnęła córkę.
- Dobrze mieć cię znowu w
domu – powiedziała, głaszcząc wampirzycę po blond włosach.
Bonnie stała w progu, wbrew
sobie czując ukłucie zazdrości na widok tej sceny. Nie miała
przecież żadnych podstaw do odczuwania zawiści – Caroline też
przez pewną część swojego życia nie wychowywała się w pełnej
rodzinie. Jednak ten obrazek matki z córką wywołał nieprzyjemny
ból, toteż czarownica odwróciła głowę, udając zainteresowanie
gładką, pustą ścianą.
Caroline przymknęła oczy,
czując się dziwnie bezpiecznie w tym ciepłym uścisku. Jakby
większość problemów wyparowała. Nie chciała, by ta chwila się
skończyła.
- Wszystko w porządku? - To
pytanie musiało paść. Liz oderwała od siebie córkę i spojrzała
na nią z uwagą.
- Jak najlepszym. - Caroline
zmusiła się do uśmiechu, odsuwając się od matki. - Miałabyś
coś przeciwko, gdyby Bonnie została u mnie na parę nocy?
Szeryf spojrzała na Bonnie,
która przywitała się szybko i weszła do środka. Liz chciała
spytać o powód liczebnika „parę” i sam fakt pytania o zgodę,
w końcu nie jeden raz dziewczyny urządzały sobie babskie wieczory
lub przedłużające się nocne maratony, Caroline jednak nigdy nie
potrzebowała aprobaty, nawet po zdecydowanej poprawie stosunków,
jaka między nimi ostatnio nastąpiła. Widząc niecierpliwe
oczekiwanie w oczach córki zmieniła zdanie.
- Skądże –
odpowiedziała, uśmiechając się do Bonnie. - Muszę lecieć do
pracy.
Pożegnała się z
przyjaciółkami, po czym wyszła z domu. Caroline zakręciła
pirueta w hallu.
- Dom! - wykrzyknęła z radością, wbiegając
do swojego pokoju i rzucając się na łóżko. - Dom – powtórzyła
z już mniejszym entuzjazmem, jakby zdając sobie sprawę, że miejsce
pobytu niczego nie zmienia.
Bonnie postawiła torbę na
progu i położyła się na łóżku obok Caroline. Przez dłuższy
czas wpatrywały się bez słowa w sufit. Gładka powierzchnia
wydawała się być najbardziej zajmującą rzeczą pod słońcem,
szczególnie, gdy nagle zaczęła się oddalać i zanikać, ustępując
miejsca ciemnemu, mrocznemu lasowi. Caroline zamrugała gwałtownie,
a obraz znikł. Zerknęła na Bonnie, przyjaciółka jednak nie
zdawała się niczego zauważyć.
Jak mogła zauważyć
coś, co dzieje się tylko w twojej głowie, Caroline? Złośliwy
głosik aż ociekał sarkazmem. Caroline wywróciła oczami,
dochodząc do wniosku, że niedługo zacznie zachowywać się jak
Golum z "Władcy Pierścieni".
Dzwonek telefonu przeszył
ciszę jak wystrzał z karabinu. Caroline bez wahania poderwała się
z łóżka i odebrała komórkę.
- Tak?
Bonnie uniosła się na
łokciach, patrząc wyczekująco na przyjaciółkę.
- Jasne, zaraz będziemy.
Caroline zakończyła
rozmowę i obróciła się do Bonnie.
- Zebranie zarządu –
oświadczyła, a Bonnie tylko pokiwała głową.
Naprawdę potrzebowały
przypomnienia, że istnieją jeszcze takie problemy, jak Pierwotni,
hybrydy i groźba rychłej śmierci. Zdążyły przecież uwierzyć,
że świat jest piękny.
***
Powrót do zwykłych spraw
Mystic Falls nie okazał się zbyt trudny, szczególnie, że przez
półtora tygodnia niewiele rzeczy uległo zmianie. Kołki z białego
dębu czekały, wyrzeźbione starannie przez Stefana i Damona, na
użycie. Bracia Salvatore, chyba jeden z nielicznych razów zgadzając się ze sobą, nie mieli ochoty zwlekać z
wykonaniem planu pozbycia się wszystkich Pierwotnych jednym ruchem
raz na zawsze, jednak po przedyskutowaniu wszystkich za i przeciw, a
szczególnie dzięki tłumieniu bojowych zapałów przez Alarica i
Meredith, postawiono wstrzymać się nieco z realizacją zbrodni.
Obecność lekarki była zaskoczeniem zarówno dla Caroline, jak i
dla Bonnie, Meredith była jednak dość pomocna, wysuwając zaskakująco
trafne argumenty. Wszyscy zgodzili się z tym, że sprawa była
zbyt świeża dla Rebekah, przez co mogła być bardziej niż
zazwyczaj czujna w stosunku do Salvatore'ów i reszty „ekipy” i
coś wywęszyć. Choć Damon nie podejrzewał jej o taką
inteligencję, chcąc nie chcąc musiał się poddać. Albo, znając
starszego Salvatore'a, jedynie udać, że się poddaje.
Mimo że wcześniej nie
ustalały, czy powiedzą komuś o problemie Caroline, przyjaciółki uznały za
oczywistą konieczność zachowania ich sprawy w tajemnicy. Rzeczy w Mystic Falls
ogólnie były zbyt napięte, by jeszcze coś do nich dodawać.
Jedynym wkładem
przyjaciółek było poinformowanie reszty, że do miasta zjechali
również Abby i Jamie. Stefana to nie obeszło; Damon rzucił jakiś
ironiczny komentarz o porzuconej w dzieciństwie dziewczynce, który
jednak nie przebił się w całości do umysłu Caroline; Elena
wyraziła troskę z powodu relacji Bonnie z matką i bezpieczeństwa
Jamiego; Alaric zaś, choć jeszcze nie w pełni sił mentalnych, był
zainteresowany poznaniem Abby. Bonnie zapewniła Elenę, że wszystko
jest w jak najlepszym porządku, zaś Saltzmanowi zaoferowała
spotkanie z ex-czarownicą o dowolnej porze dnia bądź nocy.
Wyszły z pensjonatu
Salvatore'ów, gdy zmierzch był już blisko. Wykonały szybki napad
na sklep, podczas którego zrobiły zapasy do zazwyczaj ziejącej
pustkami lodówki w domu Forbesów. Bonnie odniosła wrażenie, jakby
miały zamiar zahibernować się u Caroline przez co najmniej dwa
tygodnie. Chociaż to było całkiem możliwe, właściwie nie miały
żadnego konkretnego planu co do tej krótkiej przyszłości, jaka ich oczekiwała.
W domu urządziły sobie
maraton filmowy. „Titanic”, „Pamiętnik”, „Romeo i Julia”.
Gośćmi specjalnymi, zapraszanymi szczególnie przez Caroline, były
na przemian łzy i rzucane w ekran kawałki popcornu.
Noc nie miała się ku
końcowi, na kupce leżała jeszcze sterta filmów, Bonnie jednak z
trudem stłumiła ziewnięcie. Nie spała od ponad trzech dób i
ledwo patrzyła na oczy, chciała jednak wytrwać do rana, kiedy
Caroline będzie mogła znaleźć inne towarzystwo. Po paru minutach
nie była już jednak w stanie powstrzymać się od ziewnięcia,
które oczywiście nie umknęło uwadze Caroline.
- O Boże, zapomniałam, że
jesteś człowiekiem! - Pacnęła się ręką w czoło, po czym
szybko wstała z podłogi. - Spać, moja panno!
- Nie trzeba, wytrzymam do
rana – zaprotestowała Bonnie, jednocześnie szeroko ziewając.
- O nie, idziesz spać. -
Caroline wyłączyła film i podźwignęła przyjaciółkę na nogi.
Bonnie wywróciła oczami. - O mnie się nie martw, zajmę się
czymś. W końcu wampiry nie czują czegoś takiego, jak
fizjologiczne zmęczenie. Chyba.
Bonnie uśmiechnęła się
słabo i skierowała się w stronę łóżka. Dopiero, gdy przytuliła
głowę do poduszki zdała sobie sprawę, jak bardzo była zmęczona.
Zasnęła w ciągu sekundy.
Caroline przysiadła na
parapecie, obserwując noc. Dla normalnego człowieka byłby to
stały, niezmieniający się obraz mroku, jednak dla wampira w czerni
skrywało się mnóstwo tajemnic, odgłosów, zapachów. Każdy szmer
był wychwytywany przez wyczulone zmysły, każde drgnienie liści.
Przez dłuższą chwilę uwagę Caroline przykuł robaczek nocy, mała
ćma, przechadzająca się po framudze. Gdy insekt zniknął z
pola widzenia chciała wstać i pójść na spacer, jednak gdy tylko
stanęła na nogi, zakręciło jej się w głowie. Świat zawirował,
obraz za oknem zlał się w jedno, a oczami zaczęła władać
senność. Zdążyła usiąść na łóżku, zanim wszystko
odpłynęło, zamieniając się w wszechogarniającą czerń.
Komentarz odautorski: Troszkę się rozpiszę, więc możecie tego nie czytać.
Powstrzymam
się od pisania swojej opinii, zgodnie z pewną umową, choć mnie aż
świerzbią palce, żeby coś napisać! Przejdę więc szybko do innych rzeczy.
Wybaczcie
takie trochę po macoszemu traktowanie "głównych" wydarzeń. One są
raczej nieistotne dla fabuły, więc nie będę się nimi zbytnio zajmować. I
tak dla wyjaśnienia/przypomnienia, bo nigdy tego nie napisałam - akcja
tutaj dzieje się po "Break On Through", więc wszyscy Pierwotni żyją, a
linia krwi nie istnieje.
Odpowiadając
na pytanie - Klaus pojawi się w rozdziale ósmym. I uwierzcie mi, chcę
dodać ten rozdział jak najszybciej od czasu jego napisania, czyli już od
paru ładnych tygodni.
Jeszcze
chciałam napisać o piosence do tego rozdziału - długo się zastanawiałam
nad jej wyborem, aż wreszcie trafiłam na tą jedną. I się w niej
zakochałam. Dlatego polecam ją z całego serca.
I znowu, tym razem naprawdę, wyłączam się z życia internetowego na tydzień. Mam nadzieję, że po raz ostatni w tym roku szkolnym.
Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz