sobota, 19 maja 2012

6. We are home now

Bonnie nie pozwoliła Caroline zasnąć tej nocy. Kiedy tylko poczuła, że przyjaciółka się uspokoiła postawiła ją na nogi i zaproponowała rozpoczęcie przygotowań do wyjazdu.
Zaczęły od spakowania rzeczy Caroline. Wampirzyca zabrała ze sobą tylko ubrania, których była jednak dość duża ilość oraz niezbędne, jej zdaniem, przybory do włosów i makijażu. Pakowanie rozluźniło napiętą atmosferę pełną smutku i żalu, w jakiej były dotychczas pogrążone. Szczególnie strofowanie Bonnie przez Caroline za nieprawidłowe składanie jej ulubionych ubrań wywołało u obu zdecydowaną poprawę humoru.
Po niecałej godzinie przeszły do pokoju Bonnie. Bennettówna nie zastanawiała się długo przed spakowaniem do swojej torby ksiąg magicznych matki. W końcu jej i tak nie miały się już nigdy przydać, więc Bonnie nie czuła się w obowiązku pytać ją o zgodę. Przy okazji zabrała również znalezione na strychu i w piwnicy przedmioty niewyjaśnionego przeznaczenia.
- Możemy jechać – oświadczyła po dwóch godzinach, wystawiając do przedpokoju walizki i kierując się do wieszaka po swoją jeansową kurtkę. Caroline zmarszczyła brwi.
- A... - zaczęła, po czym gestem wskazała na pokój Abby. Nie chciała artykułować pytania; jeśli wampirzyca nie spała, doskonale by ich słyszała, a zamiary jej własnej córki zdecydowanie mogły sprawić jej przykrość.
Bonnie wzruszyła ramionami.
- Nauczyłaś ją samokontroli, teraz może radzić sobie sama – powiedziała bez emocji.
- Nie możesz jej tu zostawić – oburzyła się Caroline. - Dałaś jej nadzieję na to, że coś między wami może się zmienić, a teraz, kiedy wszystko zmierza ku lepszemu, chcesz jej to po prostu odebrać?
- Wszystko zmierza ku lepszemu? - Bonnie prychnęła. - Nie wiesz, o czym mówisz.
- Wyobraź sobie, że wiem. - Caroline nie zamierzała się poddać. Stanęła wyczekująco przed Bonnie, zakładając ręce na piersiach.
Przez chwilę mierzyły się spojrzeniami, po czym Bonnie się poddała.
- Dobrze, jak sobie chcesz – mruknęła, rozkładając ręce w geście poddania. Caroline wyszczerzyła do niej w uśmiechu wszystkie swoje błyszczące bielą zęby.
Bonnie naprawdę nie miała ochoty akurat teraz naprawiać swoich zniszczonych relacji z matką. Jeszcze tydzień temu myślała, że nie może być na to dogodniejszego momentu. Teraz sądziła, że istniały ważniejsze rzeczy niż zajmowanie się kobietą, która przez większą część życia Bonnie nie chciała jej znać. Nie miała jednak zamiaru odmawiać przyjaciółce tej wątpliwej przyjemności obcowania z Abby, jeśli tego właśnie chciała.
Caroline nie chodziło jednak o towarzystwo nowej wampirzycy, lecz o dobro czarownicy. Wiedziała, że rezygnacja Bonnie z prób odbudowy więzi z Abby była nieodłącznie związana z problemami panny Forbes i czuła z tego powodu rosnące poczucie winy. Nie mogła pozwolić, by Bennettówna ponownie wróciła do stanu, w którym nie znała i nawet nie życzyła sobie znać własnej matki. Chciała, by Bonnie odnalazła choć jeden powód do szczęścia. A jeśli istniała choć nikła szansa na to, że Abby będzie takim powodem, Caroline zamierzała dać Bonnie możliwość skorzystania z niej.
Czarownica westchnęła, po czym podeszła do pokoju Abby i zapukała. Wampirzyca musiała mieć lekki sen bądź w ogóle nie spać, bo od razu otworzyła drzwi.
- Wracamy do Mystic Falls – oznajmiła jej Bonnie bez zbędnych wstępów.
- My? - Abby podniosła do góry jedną brew.
- My. - Bonnie kiwnęła głową, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Nie jestem pewna, czy... - zaczęła Abby, lecz Caroline przerwała jej w pół zdania, pojawiając się w otwartych drzwiach.
- Jesteś gotowa – oznajmiła promiennie, a Bonnie zerknęła na nią, podziwiając po raz kolejny jej pozorny spokój ducha. - Pakuj się.
- Podczas mojej nieobecności powstał w Mystic Falls jakiś hotel? - spytała Abby, udając obojętność i wyciągając spod łóżka małą walizkę.
Bonnie spojrzała wyczekująco na Caroline. Nie przedyskutowały kwestii zakwaterowania.
- Będziesz mieszkać u Bonnie. - Caroline miała na wszystko gotową odpowiedź. - A Bonnie spędzi parę najbliższych nocy u mnie. Jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście. - Ostatnie słowa skierowała do czarownicy, która tylko pokręciła głową. Oponowanie i tak nie miało sensu.
- A... - Pytanie Abby zawisło w powietrzu, Bonnie jednak doskonale wiedziała, o co matka chciała zapytać.
- Tato wyjechał na delegację. Jak zwykle – powiedziała z lekką goryczą w głosie.
- W takim razie w porządku. - Abby uśmiechnęła się do córki, niezrażona jej chłodną postawą. - Pozwólcie mi się tylko spakować.
Caroline pokiwała głową i pociągnęła Bonnie w głąb korytarza. Cała postawa przyjaciółki krzyczała wręcz, że nie aprobuje tego pomysłu, wampirzyca nie miała jednak zamiaru przystać na odmowę. Ustawiła Bonnie przed pokojem Jamiego i stanęła z boku, patrząc na nią zachęcająco.
Jamie kazał im czekać trochę dłużej przed otwarciem drzwi. Może dlatego, że było przed piątą rano i o tej porze każdy normalny człowiek zażywał upragnionego snu. A może dlatego, że miał dość niespodziewanych, w większości nieprzyjemnych nowin, jakie ostatnio na niego spadały.
- Hej – przywitała go Bonnie, a kąciki jej ust powędrowały do góry. Caroline zmarszczyła brwi, obserwując zmianę, jaka zaszła na twarzy przyjaciółki.
- Hej – powtórzył prawie machinalnie Jamie, bez zbytniego entuzjazmu.
- Wracamy do Mystic Falls – rzekła czarownica, wciąż z lekkim uśmiechem. Caroline przekrzywiła głowę. Coś wyraźnie umknęło jej uwadze. Tym czymś było zainteresowanie przyjaciółki osobą przyszywanego kuzyna. Zazwyczaj zauważała takie rzeczy od razu, ale ostatnio widać po prostu zbyt wiele się działo. - Abby jedzie z nami.
- Ja raczej tu zostanę – powiedział chłopak, opierając się o otwarte drzwi do swojego pokoju. Caroline podążyła wzrokiem wzdłuż mięśni, widocznych teraz jak na dłoni, jako że chłopak miał na sobie jedynie szorty i koszulkę z krótkim rękawem. Jego zdecydowanie atrakcyjny wygląd zewnętrzny i niechęć do wampirów sprawiały, że mógłby stanowić idealną partię dla Bonnie.
- Jeśli tak wolisz... - Bonnie oczywiście nie oponowała, odsuwając się na bok ze smutnym uśmiechem. Caroline postanowiła interweniować. Nie mogła pozwolić przyjaciółce zaprzepaścić takiej szansy.
- To raczej nie jest dobry pomysł – wtrąciła, zauważając, że szczęka chłopaka zacisnęła się mocniej na jej widok. Udała, że tego nie zauważyła. - Wiesz, w okolicy wciąż kręci się mnóstwo wampirów i jako że jesteśmy w trakcie wojny, lepiej żeby nikt z zainteresowanych nie zostawał sam. A chcąc nie chcąc jesteś zainteresowanym.
Jamie rzucił jej ponure spojrzenie, które jednoznacznie świadczyło o tym, jak bardzo nie chciał być w to zamieszany. Zrozumiał jednak zasadność argumentu, bo pokiwał głową.
- Spakuję parę rzeczy – mruknął, zamykając im drzwi przed nosem. Nad dobrymi manierami przydałoby się jeszcze popracować, przemknęło Caroline przez głowę.
Gdy tylko drzwi zamknęły się do końca obdarzyła przyjaciółkę szerokim uśmiechem i szturchnęła ją w ramię.
- No co? - spytała Bonnie, a na jej policzki wstąpił rumieniec.
- Dobrze wiesz co – odpowiedziała Caroline. Zawsze uważała, że życie miłosne przyjaciółki nigdy nie było zbytnio rozwinięte. Właściwie jedynym jego elementem był Jeremy, który okazał się być niewierną świnią. Dlaczego by więc nie skorzystać z nadarzającej się okazji?
- Daj spokój – mruknęła czarownica, oddalając się od pokoju Jamiego.
- Z całą pewnością nie dam – odszepnęła jej do ucha wampirzyca, postanawiając drażnić się z Bonnie do upadłego. Przynajmniej stanowiło to idealny rozpraszacz ponurych myśli, które nieustająco gromadziły się w jej głowie.
I zagłuszacz niepokoju spowodowanego nowym, niepokojącym zjawiskiem – dziwnych odblasków, przeskakujących jej przed oczami z regularnością pstrykania flesza od aparatu. Całkiem jakby ktoś robił zdjęcia w jej głowie, nie zostawiając zarówno samych fotografii, jak i negatywów. Czuła, że ten stan potrwa niedługo, więc postanowiła skupić się na nowym, fascynującym temacie i nie dać Bonnie spokoju aż do momentu wyruszenia do domu.

***

Wszystkie próby usadzenia Jamiego bądź Abby na przednim siedzeniu obok kierującej Bonnie, jakie podejmowała Caroline, spełzły na niczym. Czarownica tak sprytnie zaangażowała wszystkich we wkładanie bagażu do bagażnika, że w końcu to właśnie Caroline wylądowała obok kierowcy.
Podróż zapowiadała się wyjątkowo milcząco. Bonnie była wpatrzona w drogę, Abby w większości skupiała się na równych oddechach, żeby nie czuć pokusy związanej z krwią dwójki ludzi znajdujących się obok niej, a na Jamiego raczej w ogóle nie można było liczyć, jeśli chodziło o otworzenie ust. Caroline westchnęła i odwróciła się na siedzeniu, usiłując wciągnąć chłopaka w rozmowę.
- Więc... byłeś już kiedyś w Mystic Falls? - spytała, uśmiechając się do niego zachęcająco. Nie odwzajemnił gestu.
- Nie – odpowiedział zwięźle i obojętnie, ponownie wlepiając spojrzenie w okno.
- Abby ci o nim opowiadała? - Caroline nie zamierzała dać za wygraną.
- Nie. - Pokręcił głową. Najwyraźniej nie zamierzał dodawać niczego więcej.
- To całkiem ładne miasto. - Caroline postanowiła wcielić się w przewodnika. - Zabytkowe, atrakcyjne, mamy dużą szkołę z wieloma... atrakcjami...
- Masz na myśli wampiry i wilkołaki? - wtrącił, o dziwo bez sarkazmu w głosie.
- Cóż... to też, ale myślałam raczej o imprezach, balach, potańcówkach. - Punkt dla niej, przynajmniej jej słuchał. - Wiesz, tego typu sprawy.
Jamie pokiwał głową, nie wydając się jednak zbytnio zainteresowanym. Czy istniało cokolwiek, co przyciągnęłoby jego uwagę?
- Jeśli to cię nie interesuje, ani nasze nie do końca normalne przygody... - Zastanowiła się nad tym, co mogłoby być dla niego atrakcyjne. Odpowiedź była dość oczywista, w końcu jedna rzecz interesowała każdego mężczyznę, jednak o atrakcyjnej płci damskiej nie zamierzała mu mówić, z równie oczywistych powodów. Tak naprawdę zbyt mało o nim wiedziała, by zrozumieć, co może mu się w Mystic Falls podobać. - Może...
Urwała w pół zdania, gdy przed oczami z jaskrawością uderzającej w ziemię błyskawicy przemknął jej szybki obraz. Jak zwykle, kadr wycięty ze snu, przedstawiający te niebieskie oczy i skalpel - choć zaczynała mieć pewne wątpliwości co do tego, czy to na pewno było chirurgiczne narzędzie - podcinający czyjąś szyję. Jedyną zmianą było to, że nie była to jej własna szyja. Krew wypłynęła jasnym strumieniem z przeciętej tętnicy, a w powietrzu rozszedł się apetyczny zapach. A przynajmniej w części powietrza przeznaczonej tylko dla niej.
Zacisnęła na moment powieki. W porównaniu do pozostałych scen z koszmarów ta akurat nie była przerażająca, jednak po raz pierwszy pojawiła się w biały dzień, właśnie wtedy, kiedy o tym nie myślała. A to oznaczało, że miała mniej czasu na normalną egzystencję, niż do tej pory przypuszczała.
- Wszystko gra? - Dobiegł ją z tyłu głos Jamiego. To pomogło jej wrócić do rzeczywistości. Pokiwała szybko głową.
- Tak, tak – zapewniła, włączając radio. Teraz pewnie z całą pewnością chce mnie wysłać do psychiatry, pomyślała gorzko, postanawiając, że już nie będzie starać się nawiązywać z nim prób kontaktu, bo zawsze kończyło się to źle.
W radiu akurat nadawano lokalne wiadomości. Caroline wyciągnęła rękę, by zmienić stację, gdy słowa speakera przyciągnęły jej uwagę.
Na obrzeżach stanu Virginia, w parku Great Falls, odnaleziono ciało młodej kobiety, około dwudziestu lat. Nie znaleziono żadnych śladów wskazujących napaść bądź zbrodnię na tle seksualnym. Wszystko wskazuje na atak zwierzęcia.”
- Atak zwierzęcia, też coś – prychnęła Bonnie, zmieniając stację. - Mogliby wreszcie wymyślić lepszą wymówkę.
Z głośników zabrzmiała wesoła muzyka, ręka Caroline została jednak w powietrzu, parę cali od przełączników radia. Myśli kłębiły się w jej głowie z prędkością światła, jak to ostatnio miały w zwyczaju. Dlaczego czuła się, jakby przeżywała deja vu? Wiadomo, wiele razy słyszeli podobne informacje, sama nawet przeżyła podobny scenariusz, odnajdując ciało Vicki. To jednak nie było to. Czuła się tak, jakby dokładnie wiedziała, o co chodziło. Gdy zamknęła oczy ujrzała w przebłysku leśną polanę, a na niej ciało młodej dziewczyny, zakrwawione, pełne ran rzeczywiście wyglądających na atak zwierzęcia. Otworzyła szybko oczy. Dlaczego miała wrażenie, że była świadkiem śmierci tej nieszczęsnej kobiety?
- Wszystko w porządku? - Bonnie rzuciła jej zmartwione spojrzenie. Caroline uśmiechnęła się niemrawo i pokiwała głową.
- Jasne – odpowiedziała. - Park Great Falls. - Zaakcentowała ostatnie słowo, chcąc jakoś wyjaśnić swoje zmieszanie.
- Zbieg okoliczności. - Bonnie wzruszyła ramionami.
- Tak, zapewne. -  Caroline odwróciła głowę do szyby i oparła łokieć o drzwi.
Dlaczego wszyscy ostatnio zadawali jej to samo pytanie?
Przecież jasne było to, że nic nie było w porządku.
I nie będzie.

***

Nowy dzień dopiero się rozpoczynał, gdy dojechali do Mystic Falls. Pierwszym przystankiem był dom Bonnie. Czarownica wpuściła do środka Abby i Jamiego, po czym weszła tam za nimi. Caroline postanowiła zostać w samochodzie, nie mogąc doczekać się już powrotu do własnego domu. Jakby to miejsce miało w sobie jakąś magię i przez wszystkie związane z nim wspomnienia i sentymenty miało w czymś pomóc.
- Tam jest łazienka. - Bonnie wykonała szybki obchód po domu, pokazując swoim nowym lokatorom poszczególne pomieszczenia. - Sypialnie, kuchnia, garderoba. Ale po co ja to mówię, przecież wszystko wiesz. Nic się tu nie zmieniło – rzuciła w stronę Abby.
- Zmieniło, nawet nie wiesz jak bardzo – odpowiedziała Abby z pewną nostalgią w głosie. Bonnie zmusiła się na słaby, wymuszony uśmiech.
- Gdybyście czegoś potrzebowali, będę u Caroline – rzuciła na odchodnym, podchodząc do drzwi i zastanawiając się, po co w ogóle wzięły ich ze sobą. - To ten dom...
- Wiem. - Abby przerwała jej w pół zdania. - Ustawienie domów raczej nie uległo zmianie.
Bonnie pokiwała głową, uśmiechnęła się do Jamiego i wymknęła się na świeże powietrze, po czym odetchnęła głęboko, jakby właśnie stoczyła ciężką batalię. I w gruncie rzeczy tak było. Ujrzenie własnej matki w jej własnym domu po ponad piętnastu latach wywołało żal i przywołało liczne wyobrażenia szczęśliwej rodziny, jakie miała jako dziecko. Łudziła się wtedy, że mamusia wyjechała i niedługo wróci, bo przecież za bardzo ją kochała, by na dłużej się z nią rozstawać. Życie zmieniło dziecięce marzenia. Ujawniło brutalną rzeczywistość.
Nie zwlekając dłużej wróciła do samochodu.
- Jeśli coś nabroją... – zaczęła, choć właściwie chciała powiedzieć „jeśli coś im się stanie”, lecz słowa te jakoś nie chciały przejść jej przez gardło - ...to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina.
- Wiem – odpowiedziała Caroline jakby machinalnie, bez zwykłego entuzjazmu, nie odrywając wzroku od okna. Bonnie odpaliła silnik i ruszyły pod dom Forbesów.

Godzina była wystarczająco wczesna, by zastać w domu szeryf Forbes. Caroline wbiegła na ganek i otworzyła z rozmachem drzwi, wpadając do środka tak, jakby nie widziała tego miejsca od co najmniej stuleci.
- Mamo? Wróciłam! - zawołała, stając w hallu. Szeryf wyszła z kuchni, uśmiechając się na widok córki. Caroline nie pozwoliła jej jednak na dojście do słowa, przytulając się do niej mocno. Liz zdumiała trochę ta niewątpliwa oznaka tęsknoty, ale bez wahania uścisnęła córkę.
- Dobrze mieć cię znowu w domu – powiedziała, głaszcząc wampirzycę po blond włosach.
Bonnie stała w progu, wbrew sobie czując ukłucie zazdrości na widok tej sceny. Nie miała przecież żadnych podstaw do odczuwania zawiści – Caroline też przez pewną część swojego życia nie wychowywała się w pełnej rodzinie. Jednak ten obrazek matki z córką wywołał nieprzyjemny ból, toteż czarownica odwróciła głowę, udając zainteresowanie gładką, pustą ścianą.
Caroline przymknęła oczy, czując się dziwnie bezpiecznie w tym ciepłym uścisku. Jakby większość problemów wyparowała. Nie chciała, by ta chwila się skończyła.
- Wszystko w porządku? - To pytanie musiało paść. Liz oderwała od siebie córkę i spojrzała na nią z uwagą.
- Jak najlepszym. - Caroline zmusiła się do uśmiechu, odsuwając się od matki. - Miałabyś coś przeciwko, gdyby Bonnie została u mnie na parę nocy?
Szeryf spojrzała na Bonnie, która przywitała się szybko i weszła do środka. Liz chciała spytać o powód liczebnika „parę” i sam fakt pytania o zgodę, w końcu nie jeden raz dziewczyny urządzały sobie babskie wieczory lub przedłużające się nocne maratony, Caroline jednak nigdy nie potrzebowała aprobaty, nawet po zdecydowanej poprawie stosunków, jaka między nimi ostatnio nastąpiła. Widząc niecierpliwe oczekiwanie w oczach córki zmieniła zdanie.
- Skądże – odpowiedziała, uśmiechając się do Bonnie. - Muszę lecieć do pracy.
Pożegnała się z przyjaciółkami, po czym wyszła z domu. Caroline zakręciła pirueta w hallu.
- Dom! - wykrzyknęła z radością, wbiegając do swojego pokoju i rzucając się na łóżko. - Dom – powtórzyła z już mniejszym entuzjazmem, jakby zdając sobie sprawę, że miejsce pobytu niczego nie zmienia.
Bonnie postawiła torbę na progu i położyła się na łóżku obok Caroline. Przez dłuższy czas wpatrywały się bez słowa w sufit. Gładka powierzchnia wydawała się być najbardziej zajmującą rzeczą pod słońcem, szczególnie, gdy nagle zaczęła się oddalać i zanikać, ustępując miejsca ciemnemu, mrocznemu lasowi. Caroline zamrugała gwałtownie, a obraz znikł. Zerknęła na Bonnie, przyjaciółka jednak nie zdawała się niczego zauważyć.
Jak mogła zauważyć coś, co dzieje się tylko w twojej głowie, Caroline? Złośliwy głosik aż ociekał sarkazmem. Caroline wywróciła oczami, dochodząc do wniosku, że niedługo zacznie zachowywać się jak Golum z "Władcy Pierścieni".
Dzwonek telefonu przeszył ciszę jak wystrzał z karabinu. Caroline bez wahania poderwała się z łóżka i odebrała komórkę.
- Tak?
Bonnie uniosła się na łokciach, patrząc wyczekująco na przyjaciółkę.
- Jasne, zaraz będziemy.
Caroline zakończyła rozmowę i obróciła się do Bonnie.
- Zebranie zarządu – oświadczyła, a Bonnie tylko pokiwała głową.
Naprawdę potrzebowały przypomnienia, że istnieją jeszcze takie problemy, jak Pierwotni, hybrydy i groźba rychłej śmierci. Zdążyły przecież uwierzyć, że świat jest piękny.

***

Powrót do zwykłych spraw Mystic Falls nie okazał się zbyt trudny, szczególnie, że przez półtora tygodnia niewiele rzeczy uległo zmianie. Kołki z białego dębu czekały, wyrzeźbione starannie przez Stefana i Damona, na użycie. Bracia Salvatore, chyba jeden z nielicznych razów zgadzając się ze sobą, nie mieli ochoty zwlekać z wykonaniem planu pozbycia się wszystkich Pierwotnych jednym ruchem raz na zawsze, jednak po przedyskutowaniu wszystkich za i przeciw, a szczególnie dzięki tłumieniu bojowych zapałów przez Alarica i Meredith, postawiono wstrzymać się nieco z realizacją zbrodni. Obecność lekarki była zaskoczeniem zarówno dla Caroline, jak i dla Bonnie, Meredith była jednak dość pomocna, wysuwając zaskakująco trafne argumenty. Wszyscy zgodzili się z tym, że sprawa była zbyt świeża dla Rebekah, przez co mogła być bardziej niż zazwyczaj czujna w stosunku do Salvatore'ów i reszty „ekipy” i coś wywęszyć. Choć Damon nie podejrzewał jej o taką inteligencję, chcąc nie chcąc musiał się poddać. Albo, znając starszego Salvatore'a, jedynie udać, że się poddaje.
Mimo że wcześniej nie ustalały, czy powiedzą komuś o problemie Caroline, przyjaciółki uznały za oczywistą konieczność zachowania ich sprawy w tajemnicy. Rzeczy w Mystic Falls ogólnie były zbyt napięte, by jeszcze coś do nich dodawać.
Jedynym wkładem przyjaciółek było poinformowanie reszty, że do miasta zjechali również Abby i Jamie. Stefana to nie obeszło; Damon rzucił jakiś ironiczny komentarz o porzuconej w dzieciństwie dziewczynce, który jednak nie przebił się w całości do umysłu Caroline; Elena wyraziła troskę z powodu relacji Bonnie z matką i bezpieczeństwa Jamiego; Alaric zaś, choć jeszcze nie w pełni sił mentalnych, był zainteresowany poznaniem Abby. Bonnie zapewniła Elenę, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, zaś Saltzmanowi zaoferowała spotkanie z ex-czarownicą o dowolnej porze dnia bądź nocy.
Wyszły z pensjonatu Salvatore'ów, gdy zmierzch był już blisko. Wykonały szybki napad na sklep, podczas którego zrobiły zapasy do zazwyczaj ziejącej pustkami lodówki w domu Forbesów. Bonnie odniosła wrażenie, jakby miały zamiar zahibernować się u Caroline przez co najmniej dwa tygodnie. Chociaż to było całkiem możliwe, właściwie nie miały żadnego konkretnego planu co do tej krótkiej przyszłości, jaka ich oczekiwała.
W domu urządziły sobie maraton filmowy. „Titanic”, „Pamiętnik”, „Romeo i Julia”. Gośćmi specjalnymi, zapraszanymi szczególnie przez Caroline, były na przemian łzy i rzucane w ekran kawałki popcornu.
Noc nie miała się ku końcowi, na kupce leżała jeszcze sterta filmów, Bonnie jednak z trudem stłumiła ziewnięcie. Nie spała od ponad trzech dób i ledwo patrzyła na oczy, chciała jednak wytrwać do rana, kiedy Caroline będzie mogła znaleźć inne towarzystwo. Po paru minutach nie była już jednak w stanie powstrzymać się od ziewnięcia, które oczywiście nie umknęło uwadze Caroline.
- O Boże, zapomniałam, że jesteś człowiekiem! - Pacnęła się ręką w czoło, po czym szybko wstała z podłogi. - Spać, moja panno!
- Nie trzeba, wytrzymam do rana – zaprotestowała Bonnie, jednocześnie szeroko ziewając.
- O nie, idziesz spać. - Caroline wyłączyła film i podźwignęła przyjaciółkę na nogi. Bonnie wywróciła oczami. - O mnie się nie martw, zajmę się czymś. W końcu wampiry nie czują czegoś takiego, jak fizjologiczne zmęczenie. Chyba.
Bonnie uśmiechnęła się słabo i skierowała się w stronę łóżka. Dopiero, gdy przytuliła głowę do poduszki zdała sobie sprawę, jak bardzo była zmęczona. Zasnęła w ciągu sekundy.
Caroline przysiadła na parapecie, obserwując noc. Dla normalnego człowieka byłby to stały, niezmieniający się obraz mroku, jednak dla wampira w czerni skrywało się mnóstwo tajemnic, odgłosów, zapachów. Każdy szmer był wychwytywany przez wyczulone zmysły, każde drgnienie liści. Przez dłuższą chwilę uwagę Caroline przykuł robaczek nocy, mała ćma, przechadzająca się po framudze. Gdy insekt zniknął z pola widzenia chciała wstać i pójść na spacer, jednak gdy tylko stanęła na nogi, zakręciło jej się w głowie. Świat zawirował, obraz za oknem zlał się w jedno, a oczami zaczęła władać senność. Zdążyła usiąść na łóżku, zanim wszystko odpłynęło, zamieniając się w wszechogarniającą czerń.

Komentarz odautorski: Troszkę się rozpiszę, więc możecie tego nie czytać.
Powstrzymam się od pisania swojej opinii, zgodnie z pewną umową, choć mnie aż świerzbią palce, żeby coś napisać! Przejdę więc szybko do innych rzeczy.
Wybaczcie takie trochę po macoszemu traktowanie "głównych" wydarzeń. One są raczej nieistotne dla fabuły, więc nie będę się nimi zbytnio zajmować. I tak dla wyjaśnienia/przypomnienia, bo nigdy tego nie napisałam - akcja tutaj dzieje się po "Break On Through", więc wszyscy Pierwotni żyją, a linia krwi nie istnieje.
Odpowiadając na pytanie - Klaus pojawi się w rozdziale ósmym. I uwierzcie mi, chcę dodać ten rozdział jak najszybciej od czasu jego napisania, czyli już od paru ładnych tygodni.
Jeszcze chciałam napisać o piosence do tego rozdziału - długo się zastanawiałam nad jej wyborem, aż wreszcie trafiłam na tą jedną. I się w niej zakochałam. Dlatego polecam ją z całego serca.
I znowu, tym razem naprawdę, wyłączam się z życia internetowego na tydzień. Mam nadzieję, że po raz ostatni w tym roku szkolnym.
Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz